Kapitan Ebeneezer Good miał wszystko co mieć powinien policjant z czterdziestoletnim stażem. Czyli: dwa zawały, zastawkę, trzy odwyki, rozwód, rok do emerytury, fatalne relacje z dorosłymi już dziećmi, rany po kulach oraz nożach, honorowe miejsce na stadionie Jankesów i wielki szacunek współpracowników z komisariatu.
Być może miałby dużo więcej, ale Ebeneezer Good nie był cynikiem, ani oszustem. Nigdy nie wziął łapówki, nie okradł przestępcy czy ofiary. Nigdy nie dał się kupić. Wciąż nie przyjmował do wiadomości, że całkiem spora grupa jego partnerów i przełożonych siedzi w kieszeni u jakiegoś zafajdanego milionera czy innego mafiosa.
Kapitan Good pracował tak jakby świat dzielił się na dobrych policjantów i złych złodziei.
Śmiali się z niego niekiedy, ale to on miał efekty i to jego właśnie przysłano gdy przed świtem na komisariat dotarło zgłoszenie.
- Notuj Wombat..- Ebeneezer Good pochylił się nad zwłokami przyciskając do nosa chusteczkę nasączoną perfumami. Ciało denata cuchnęło niemiłosiernie -..truchła na wpół spalone, dwójka mężczyzn w sile wieku, prawdopodobnie poparzeni gazem lub miotaczem ognia, notujesz synu?
- Tak szefie- odparła szczupła, niska dziewczyna w okularach.
- Dobrze, co my tu mamy?- Good przeszedł kilka kroków dalej, Wombat podążyła za nim ściskając w dłoniach notatnik i ołówek - pamiętasz sprawę Ala Kowalskiego?
- Tak szefie
- Tamta dziwka też miała spaloną suknię, dekolt i prawe biodro
- To był całkiem przystojny mężczyzna, ten Kowalski- Wombat natychmiast ugryzła się w język wychwytując oburzone spojrzenie przełożonego- myśli pan, że to faktycznie on ją zabił?
Ebeneezer Good zdjął kapelusz i podrapał się w łysinę. To co myślał, nie miało teraz znaczenia, błyskawicznie skojarzył fakty i zbudował plan działania. Stary, policyjny buldog poczuł krew.
- Pojedziesz do Kowalskiego- powiedział ponuro- będziesz łazić za nim przez najbliższe kilka dni. Pójdziesz wszędzie, do kibla, do knajpy, pod prysznic, wszędzie. Chcę wiedzieć z kim przesiaduje, co robi, kto go śledzi, jasne?
Wombat wyprostowała się. W policyjnym mundurze i okularach z czarnymi włosami ukrytymi pod policyjną czapką, można było spokojnie wziąć ją za latynoskiego młodzieńca o imieniu Paco czy Hugo- jasne szefie, ale koroner..
- Ja poczekam na koronera, jedź.
sobota, 19 września 2009
poniedziałek, 7 września 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)